niedziela, 16 września 2012

Dwuuuuujka ;>

Lucy przychodzi do mnie prawie codziennie. Dobrze wiedzieć, że został ktoś dobry na tym świecie. Bardzo się polubiłyśmy. Dużo się o niej dowiedziałam. Jedną z tych rzeczy jest to, że gra na gitarze tak jak ja i do tego bosko śpiewa. Ja nie mam brzydkiego głosu, ale ona to pobija wszystkich. Mówiłam jej żeby poszła do X Factora, ale tylko mnie wyśmiała i powiedziała, że to nie dla niej miejsce.
Dzisiaj rano przyszła do mnie jakaś gościówa z opieki społecznej i dowiedziałam się, że do 18 roku życia będę musiała mieszkać w przytułku. Przeraziłam się okropnie. No i oczywiście odziedziczyłam ogromny spadek po rodzinie i do tego dostałam jakieś 150 tysięcy z odszkodowania. Po co mi to wszystko? Ja się pytam po co?! Oddałabym wszystko za moją kochaną rodzinę... Nie potrafię zapomnieć.. Wszystkie moje myśli plączą się wokół tej katastrofy. Zrobił się jeden wielki kołtun, którego nigdy nie odplącze. Za każdym razem kiedy próbuję go rozczesać boli jak cholera i wpadam w histerię. Łzy są u mnie na porządku dziennym. Wszystko przypomina mi moich bliskich, to jest straszne...

 - Skakałaś kiedyś ze spadochronu? - spytałam się Lucy, dalej ciągnąc temat o sportach ekstremalnych.
 - Nie, ale bardzo bym chciała... - powiedziała ze smutkiem w głosie - Mama sądzi, że to jest zbyt niebezpieczne i nie pozwala nawet o tym wspominać.
 - Że co? Przecież szansa, że ci się spadochron nie otworzy lub coś innego nie wyjdzie to jedna na milion! Czytałam o tym bardzo dużo, bo tata bardzo chciał ze mną skoczyć i... - zatrzymałam się, bo zachciało mi się znów płakać i nie chciałam, żeby Lucy słyszała jak mi się łamię głos i krztuszę się łzami mówiąc dalej. Ona tylko usiadła na moim łóżku i mnie przytuliła. Od razu zrobiło mi się lepiej i na mojej twarzy zagościł bardzo mało widoczny uśmiech mówiący "dziękuję, że jesteś"... 
 - Nie martw się... Wszystko się ułoży. Zycie nie zawsze jest takie jakie się wymarzy i trzeba się z tym pogodzić. Nie myśl o rodzinie jak o tych, którzy cię zostawili, ale tych, którzy cię kochali, wspierali... Nie myśl tylko o wypadku, tylko o dobrych chwilach i z uśmiechem na ustach, nie łzami w oczach wspominaj... 
Ta dziewczyna to skarb. Zawsze potrafi mi poprawić humor i wyciągnąć z żałoby choć na chwilę. Gdyby nie ona już dawno bym popełniła samobójstwo.
 - Dziękuję - bąknęłam i przez dłuższą chwile siedziałyśmy w ciszy, aż w końcu moje myśli powędrowały do informacji o moim teraźniejszym miejscu zamieszkania:
 - Dzisiaj mi jak już zauważyłaś zdjęli gips i jutro wychodzę z tego więzienia, tylko że rano dowiedziałam się o tym gdzie będę mieszkała przez kolejne dwa lata i jest to dom dziecka... - wtedy do pokoju zapukała mama Lucy i bez pytania weszła. Jest to przemiła osoba. Naprawdę ją lubię, jak z resztą całą ich rodzinę. Dziewczyna zerwała się od razu z łóżka i pociągnęła mamę w stronę drzwi z podekscytowaniem mówiąc: 
 - Musimy pogadać. - Pani Torest nie zdążyła się nawet przywitać i ze zdziwieniem powędrowała za drzwi razem z Lucy.
Zdziwiłam się bardzo. Spojrzałam na zegarek w komórce. Za 3 minuty kończył się czas odwiedzin. Nie musiałam długo czekać, aż moi "goście" wrócą, bo do pokoju wparowała Lucy z uśmiechem od ucha do ucha otwierając przy tym drzwi na oścież i krzycząc;
 - Od jutra mieszkasz z nami! - wybałuszyłam oczy, a moja przyjaciółka zaczęła skakać z radości śmiejąc się i robiąc przy tym piruety jak baletnica. - Jutro zbierasz klamoty ze swojego domu i jedziesz się do nas! Niedługo się przeprowadzamy więc będziesz miała swój pokój!- Skoczyła mi po raz setny na szpitalne łóżko na którym spałam i rzuciła mi się na szyje powalając mnie na pościel.
 - Ale ja... Naprawdę? 
 - Tak głuptasie! Jesteś od teraz skazana na wieczność ze mną - zaśmiała się szyderczo, a ja wybuchłam śmiechem. Przeanalizowałam całe zdarzenie jeszcze raz, żeby się upewnić, że dobrze zrozumiałam.
 - Boże kochany! Dziękuję. Nawet nie wiesz jak się cieszę. - spojrzałam na rozbawioną kobietę dodając - Mam nadzieję, że nie będę żadnym ciężarem.
 - Ależ oczywiście, że nie będziesz. - odpowiedziała mama dziewczyny, uśmiechając się promiennie.
 - Nawet pani nie wie jaka jestem wdzięczna! Nie wiem co powiedzieć... 
 - Nie musisz nic mówić. Mieć kogoś takiego jak ty w domu to zaszczyt. - powiedziała z podniesioną wysoko brodą, zmieniając ton jakby mówiła do jakiegoś króla, a ja znów wybuchłam śmiechem - Lucy złaś z Diany i chodź, bo już się skończył czas odwiedzin, a poza tym mam umówione ważne spotkanie i nie mogę się spóźnić. - dziewczyna wywróciła teatralnie oczami.
 - To w takim razie do jutra. - powiedziała i przytuliła mnie po raz kolejny.
 - Do jutra. - odpowiedziałam tym samym.
Zostałam sama.

W każdej sali po lewej i prawej stronie są okna i dzięki nim lekarz może widzieć co się dzieje w salach obok. Na początku denerwowało mnie to, bo każdy widział mnie jak na tacy. Nie miałam w ogóle prywatności. Teraz już mi to nie przeszkadza tak bardzo. Przyzwyczaiłam się, że jestem odprowadzana wszędzie wzrokiem. Szczerze to się nawet ciesze, że mam co robić. Moim świetnym zajęciem jest podglądanie ludzi. Śmiałyśmy się z tego często z Lucy.
Dzisiaj rano pojawił się w sali obok jakiś mega przystojny chłopak i odkąd tu jest ciągle na mnie zerka. Pewnie myśli, że tego nie widzę, bo się z tym kryje, ale na jego nieszczęście jestem spostrzegawcza. Miał na ręce ogromny gips i bardzo mocno zadrapaną szyję razem z prawym policzkiem.
Do jego sali weszła właśnie pani doktor i kazała mu ściągnąć koszulkę. No i znowu podglądam ludzi. No ładnie! Już chyba jestem w tej dziedzinie zawodowcem. Siedzę tu jakiś miesiąc, może mniej i zdążyłam przez ten czas nauczyć się perfekcyjnie udawać, że nie widzę, ale kiedy ten gostek zdjął koszulkę, to opadła mi szczęka. Miał chyba najładniejszą klatę ze wszystkich których widziałam w swoim życiu na żywo, a było już ich trochę, nie powiem, że nie. Wtedy on się na mnie popatrzał i wybuchnął śmiechem. Myślałam, że spale się ze wstydu. Schowałam głowę za ścianę i skarciłam się w myślach. Pani Laura go zbadała i wyszła z pokoju. Wtedy on wziął telefon do ręki i zaczął pisać sms'a i po chwili usłyszałam jak puka w okno usytuowane obok mnie. Przyłożył telefon do szyby i pokazał mi nie wysłaną wiadomość, którą przez sekundą wystukał na klawiaturze telefonu.
" Ładnie wyglądasz gdy się rumienisz. "
Gdy to przeczytałam już nie miałam rumieńców na policzkach, tylko wyglądałam dosłownie jak burak. Policzki mnie paliły jak cholera. Zaśmiałam się nerwowo i zakryłam twarz poduszką. Następnie włączyłam w laptopie word'a i odpisałam mu:
" Ja przynajmniej nie obserwuję co robisz od samiutkiego rana."
Wtedy to on się mocno zarumienił, a ja zaśmiałam się triumfalnie dopisując jeszcze jedno zdanie... i jeszcze jedno:
" Ty za to wyglądasz jak burak..." 
Zakrył się chłopak tak samo jak ja poduszką, a ja już śmiałam się na całego.
" Tak w ogóle to jestem Diana. "
No i zaczęliśmy pisać...
" Ja jestem John. Skąd jesteś? "
" A co chcesz mnie nachodzić nocami? :p "
" Tak, przyjdę i cię zgwałcę. "
" W takim razie mieszkam na drugiej półkuli."
" Ok, to przyjadę na tą drugą półkulę do cb. :D"
" Aż tak bardzo tego chcesz?"
Oglądną mnie całą od czubka głowy po palce o stóp i napisał:
" No nie wiem. To zależy... :D "
" Weź idź się schowaj zboczeńcu! "
" Ok. :D "
Posłusznie schował się za ścianę tak, żebym nie mogła go zobaczyć. Co mnie troszkę zdziwiło. Ale po chwili wpadłam na genialny pomysł. Wzięłam do ręki pilota i przełączyłam mu kanał w telewizorze, a że w każdej sali jest taki sam model, to pilot zadziałał. Chłopak nie wiedząc o co chodzi zmienił z powrotem kanał. Zaśmiałam się pod nosem i znów mu przełączyłam. Tym razem na jakąś bajkę. Do tego pogłośniłam najmocniej jak się dało. John zbulwersowany "psującą się telewizją" ściszył i wrócił do oglądania meczu. Wtedy ja zaczęłam bawić się pilotem i naciskać wszystko co popadnie. Podszedł do telewizora i zdzielił go ręką, a ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Usłyszał to, wkurzony spojrzał się na pilota w mojej ręce z miną zabójcy i wybiegł ze swojego pokoju.
.........................................................................................................
Wiem, że na pewno jest tysiące błędów, ale nie mam siły ich sprawdzać. ;o
Wreszcie znalazłam czas, żeby napisać drugi rozdział.
Przeprowadzka, nowa szkoła...
Wszyscy nauczyciele ciągle pieprzą ciągle o sprawdzianie gimnazjalnym.
Już mam zapowiedziane 3 kartkówki i sprawdzian.
Jedna wielka masakra. -,-
A jak tam u was?
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, bo ja nie bardzo jestem z niego zadowolona.
Proszę o szczerą opinie i jak znajdziecie jakiś błąd, to śmiało mi go możecie wytknąć.
A no i dziękuję za te wszystkie miłe komentarze pot poprzednim rozdziałem.
Naprawdę jestem zaskoczona, bo myślałam, że ten blog to będzie jeden wielki niewypał, a wy tu mi tak słodzicie.
Dziękuję. ;**
żałosne to wyżej, co nie? teraz dopiero widzę, jak w niecały rok człowiek potrafi się zmienić. :o