poniedziałek, 2 września 2013

WAŻNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

W końcu do czegoś ten blog się przyda.

Jak wiadomo, po długim braku nowych postów na blogu, w końcu ludzie zazwyczaj zapominają, że owy istniał (wiem - GENIUSZ!). Niestety pewna osoba boryka się poniekąd z tym problemem. Mam nadzieje, że nie zapomnieliście na tyle o moim, żeby przeczytać tą... yyy.. reklamę.
Dziewczyna naprawdę dobrze piszę i według mnie zasługuje na więcej obserwatorów i komentarzy... wiele więcej. 

Znaczy... to moja opinia, ale mam wielką nadzieje, że poświęcicie choćby trochę czasu, żeby wyrobić swoją.


POLECAM! :)




co do mnie... dużo namieszałam tu i ówdzie. usunęłam parę blogów z obserwowanych i zastawiłam tylko te najlepsze z najlepszych najlepszych najlepszych najle... no wiadomo ;p. zmieniłam też nazwę z "<3Anonimka<3" na "NIC', jak widać... (wydawało mi się to bardziej na miejscu w związku z tym co się tu dzieje ^^) wiem, że dużo osób się na mnie zawiodło, a szczególnie jedna... ale cóż, przeszłości nie zmienię. zawaliłam i nie ważne jak bym próbowała to naprawić, będzie i tak nie wystarczająco... i choć jestem prawie pewna, że tego nie przeczytasz, to jest mi naprawdę przykro... za wasze wszystkie blogi, a szczególnie za twój Asia :'c

sobota, 10 listopada 2012

Trzeci? Ostatni?


Podszedł do telewizora i zdzielił go ręką, a ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Usłyszał to, wkurzony spojrzał się na pilota w mojej ręce z miną zabójcy i wybiegł ze swojego pokoju. Po paru sekundach drzwi od mojego otworzyły się i wparował do niego z hukiem. Podszedł do mnie i stanął koło łóżka wyciągając rękę. 
 - Pilot please. - powiedział wpatrując się we mnie wyczekująco tymi swoimi zwalających z nóg zapewne nie jedną dziewczynę ślipiami. 
 - Bo co mi zrobisz? - odpowiedziałam zgryźliwie wciąż nie mogąc powstrzymać śmiechu i schowałam narzędzie zbrodni za plecy. 
 - Zła odpowiedz. - na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek, podszedł jeszcze bliżej i zaczął mnie gilgotać. Schowałam pilota szubko pod poduszkę i nie mogąc powstrzymać śmiechu wypowiedziałam jakieś niezrozumiałe słowa, które miały oznaczać coś w stylu : proszę, przestań. "Czemu to zawsze ja mam takie cholernie wielkie łaskotki?!" - pomyślałam. W końcu zaczęłam prawie płakać i nie mogąc złapać oddechu ostatkiem sił wydukałam: 
 - Proszę. - w końcu przestał i opadł na puste łóżko obok.  
 - Przestaniesz, czy mam wymyślić nową kare? - zapytał rozbawiony moim zachowaniem. 
 - Wiesz, że nie wolno nam wychodzić z pokoi, a co dopiero wpieprzać się innym bez pytania?! - spytałam z udawaną złością. W duchu śmiałam się wciąż jak opętana. "Co za głupek, ale za to przystojny ten głupek... ". Patrzyłam się na niego, a on się troszkę speszył, na co ja parsknęłam śmiechem. Wyglądał zabawnie.  Odwrócił ode mnie wzrok. 
 - Aktorką to ty na pewno nie zostaniesz. - powiedział pewnie, po czym zaśmiał się i dodał - Mam cie męczyć do upadłego, czy mogę liczyć na spokojnie oglądnięty mecz. 
 - Nigdy. - odpowiedziałam zasłaniając się kołdrą, żeby nie mógł się do mnie dostać. 
 - Jeszcze zobaczymy, kto tu będzie śmiał się ostatni. - zaśmiał się szyderczo i wyszedł z pokoju, za to ja parsknęłam śmiechem. Po chwili zauważyłam jak do jego pokoju wpycha go krzycząca pielęgniarka.
 - Już taki rześki i zdrowy jesteś, że zachciało ci się łazić po szpitalu?! Hę?! - Dalszej rozmowy nie słyszałam, bo przyciszyła ton. Widać było, że jest zła, a chłopak próbował się wytłumaczyć. "No to teraz dla odmiany dzień śmiechu. Wreszcie jakaś rozrywka." - pomyślałam rozbawiona. Obserwowałam jak z zawstydzonego i zdenerwowanego zmienia minę wyglądając jak słodki, mały szczeniaczek. Po chwili widzę jak zrezygnowana pielęgniarka ciężko wzdycha i  kręci głową z niedowierzaniem. Jednak na jej twarzy zauważyłam jak pojawia się lekki grymas przypominający uśmiech. "No to sobie już pewnie cwaniak udobruchał pielęgniare"
........................................................................................................

Pewnie tego prawie nikt nie przeczyta. Jednak dziękuje reszcie. Za to, że poświęciliście trochę uwagi na moje wypociny. Na te dwa, albo raczej już trzy rozdziały, chociaż nie wiem, czy to ostatnie można tak naprawdę nazwać. Dziękuje za moich 13 obserwatorów, komentarze i 476 wejść - puste cyferki, jednak dziękuje. Pa, cześć, do widzenia, żegnajta człowieki. ;)
Anonimka.

sobota, 6 października 2012

Mam pytanie, a nawet dwa.

Zrobiłam już wcześniej na blogu taki teścik. Chce zobaczyć ile osób to czyta. No, ale widzę tylko dwa głosy, więc poświęcam na to posta. ^^

Czytasz?

Proszę zagłosuj. :)

niedziela, 16 września 2012

Dwuuuuujka ;>

Lucy przychodzi do mnie prawie codziennie. Dobrze wiedzieć, że został ktoś dobry na tym świecie. Bardzo się polubiłyśmy. Dużo się o niej dowiedziałam. Jedną z tych rzeczy jest to, że gra na gitarze tak jak ja i do tego bosko śpiewa. Ja nie mam brzydkiego głosu, ale ona to pobija wszystkich. Mówiłam jej żeby poszła do X Factora, ale tylko mnie wyśmiała i powiedziała, że to nie dla niej miejsce.
Dzisiaj rano przyszła do mnie jakaś gościówa z opieki społecznej i dowiedziałam się, że do 18 roku życia będę musiała mieszkać w przytułku. Przeraziłam się okropnie. No i oczywiście odziedziczyłam ogromny spadek po rodzinie i do tego dostałam jakieś 150 tysięcy z odszkodowania. Po co mi to wszystko? Ja się pytam po co?! Oddałabym wszystko za moją kochaną rodzinę... Nie potrafię zapomnieć.. Wszystkie moje myśli plączą się wokół tej katastrofy. Zrobił się jeden wielki kołtun, którego nigdy nie odplącze. Za każdym razem kiedy próbuję go rozczesać boli jak cholera i wpadam w histerię. Łzy są u mnie na porządku dziennym. Wszystko przypomina mi moich bliskich, to jest straszne...

 - Skakałaś kiedyś ze spadochronu? - spytałam się Lucy, dalej ciągnąc temat o sportach ekstremalnych.
 - Nie, ale bardzo bym chciała... - powiedziała ze smutkiem w głosie - Mama sądzi, że to jest zbyt niebezpieczne i nie pozwala nawet o tym wspominać.
 - Że co? Przecież szansa, że ci się spadochron nie otworzy lub coś innego nie wyjdzie to jedna na milion! Czytałam o tym bardzo dużo, bo tata bardzo chciał ze mną skoczyć i... - zatrzymałam się, bo zachciało mi się znów płakać i nie chciałam, żeby Lucy słyszała jak mi się łamię głos i krztuszę się łzami mówiąc dalej. Ona tylko usiadła na moim łóżku i mnie przytuliła. Od razu zrobiło mi się lepiej i na mojej twarzy zagościł bardzo mało widoczny uśmiech mówiący "dziękuję, że jesteś"... 
 - Nie martw się... Wszystko się ułoży. Zycie nie zawsze jest takie jakie się wymarzy i trzeba się z tym pogodzić. Nie myśl o rodzinie jak o tych, którzy cię zostawili, ale tych, którzy cię kochali, wspierali... Nie myśl tylko o wypadku, tylko o dobrych chwilach i z uśmiechem na ustach, nie łzami w oczach wspominaj... 
Ta dziewczyna to skarb. Zawsze potrafi mi poprawić humor i wyciągnąć z żałoby choć na chwilę. Gdyby nie ona już dawno bym popełniła samobójstwo.
 - Dziękuję - bąknęłam i przez dłuższą chwile siedziałyśmy w ciszy, aż w końcu moje myśli powędrowały do informacji o moim teraźniejszym miejscu zamieszkania:
 - Dzisiaj mi jak już zauważyłaś zdjęli gips i jutro wychodzę z tego więzienia, tylko że rano dowiedziałam się o tym gdzie będę mieszkała przez kolejne dwa lata i jest to dom dziecka... - wtedy do pokoju zapukała mama Lucy i bez pytania weszła. Jest to przemiła osoba. Naprawdę ją lubię, jak z resztą całą ich rodzinę. Dziewczyna zerwała się od razu z łóżka i pociągnęła mamę w stronę drzwi z podekscytowaniem mówiąc: 
 - Musimy pogadać. - Pani Torest nie zdążyła się nawet przywitać i ze zdziwieniem powędrowała za drzwi razem z Lucy.
Zdziwiłam się bardzo. Spojrzałam na zegarek w komórce. Za 3 minuty kończył się czas odwiedzin. Nie musiałam długo czekać, aż moi "goście" wrócą, bo do pokoju wparowała Lucy z uśmiechem od ucha do ucha otwierając przy tym drzwi na oścież i krzycząc;
 - Od jutra mieszkasz z nami! - wybałuszyłam oczy, a moja przyjaciółka zaczęła skakać z radości śmiejąc się i robiąc przy tym piruety jak baletnica. - Jutro zbierasz klamoty ze swojego domu i jedziesz się do nas! Niedługo się przeprowadzamy więc będziesz miała swój pokój!- Skoczyła mi po raz setny na szpitalne łóżko na którym spałam i rzuciła mi się na szyje powalając mnie na pościel.
 - Ale ja... Naprawdę? 
 - Tak głuptasie! Jesteś od teraz skazana na wieczność ze mną - zaśmiała się szyderczo, a ja wybuchłam śmiechem. Przeanalizowałam całe zdarzenie jeszcze raz, żeby się upewnić, że dobrze zrozumiałam.
 - Boże kochany! Dziękuję. Nawet nie wiesz jak się cieszę. - spojrzałam na rozbawioną kobietę dodając - Mam nadzieję, że nie będę żadnym ciężarem.
 - Ależ oczywiście, że nie będziesz. - odpowiedziała mama dziewczyny, uśmiechając się promiennie.
 - Nawet pani nie wie jaka jestem wdzięczna! Nie wiem co powiedzieć... 
 - Nie musisz nic mówić. Mieć kogoś takiego jak ty w domu to zaszczyt. - powiedziała z podniesioną wysoko brodą, zmieniając ton jakby mówiła do jakiegoś króla, a ja znów wybuchłam śmiechem - Lucy złaś z Diany i chodź, bo już się skończył czas odwiedzin, a poza tym mam umówione ważne spotkanie i nie mogę się spóźnić. - dziewczyna wywróciła teatralnie oczami.
 - To w takim razie do jutra. - powiedziała i przytuliła mnie po raz kolejny.
 - Do jutra. - odpowiedziałam tym samym.
Zostałam sama.

W każdej sali po lewej i prawej stronie są okna i dzięki nim lekarz może widzieć co się dzieje w salach obok. Na początku denerwowało mnie to, bo każdy widział mnie jak na tacy. Nie miałam w ogóle prywatności. Teraz już mi to nie przeszkadza tak bardzo. Przyzwyczaiłam się, że jestem odprowadzana wszędzie wzrokiem. Szczerze to się nawet ciesze, że mam co robić. Moim świetnym zajęciem jest podglądanie ludzi. Śmiałyśmy się z tego często z Lucy.
Dzisiaj rano pojawił się w sali obok jakiś mega przystojny chłopak i odkąd tu jest ciągle na mnie zerka. Pewnie myśli, że tego nie widzę, bo się z tym kryje, ale na jego nieszczęście jestem spostrzegawcza. Miał na ręce ogromny gips i bardzo mocno zadrapaną szyję razem z prawym policzkiem.
Do jego sali weszła właśnie pani doktor i kazała mu ściągnąć koszulkę. No i znowu podglądam ludzi. No ładnie! Już chyba jestem w tej dziedzinie zawodowcem. Siedzę tu jakiś miesiąc, może mniej i zdążyłam przez ten czas nauczyć się perfekcyjnie udawać, że nie widzę, ale kiedy ten gostek zdjął koszulkę, to opadła mi szczęka. Miał chyba najładniejszą klatę ze wszystkich których widziałam w swoim życiu na żywo, a było już ich trochę, nie powiem, że nie. Wtedy on się na mnie popatrzał i wybuchnął śmiechem. Myślałam, że spale się ze wstydu. Schowałam głowę za ścianę i skarciłam się w myślach. Pani Laura go zbadała i wyszła z pokoju. Wtedy on wziął telefon do ręki i zaczął pisać sms'a i po chwili usłyszałam jak puka w okno usytuowane obok mnie. Przyłożył telefon do szyby i pokazał mi nie wysłaną wiadomość, którą przez sekundą wystukał na klawiaturze telefonu.
" Ładnie wyglądasz gdy się rumienisz. "
Gdy to przeczytałam już nie miałam rumieńców na policzkach, tylko wyglądałam dosłownie jak burak. Policzki mnie paliły jak cholera. Zaśmiałam się nerwowo i zakryłam twarz poduszką. Następnie włączyłam w laptopie word'a i odpisałam mu:
" Ja przynajmniej nie obserwuję co robisz od samiutkiego rana."
Wtedy to on się mocno zarumienił, a ja zaśmiałam się triumfalnie dopisując jeszcze jedno zdanie... i jeszcze jedno:
" Ty za to wyglądasz jak burak..." 
Zakrył się chłopak tak samo jak ja poduszką, a ja już śmiałam się na całego.
" Tak w ogóle to jestem Diana. "
No i zaczęliśmy pisać...
" Ja jestem John. Skąd jesteś? "
" A co chcesz mnie nachodzić nocami? :p "
" Tak, przyjdę i cię zgwałcę. "
" W takim razie mieszkam na drugiej półkuli."
" Ok, to przyjadę na tą drugą półkulę do cb. :D"
" Aż tak bardzo tego chcesz?"
Oglądną mnie całą od czubka głowy po palce o stóp i napisał:
" No nie wiem. To zależy... :D "
" Weź idź się schowaj zboczeńcu! "
" Ok. :D "
Posłusznie schował się za ścianę tak, żebym nie mogła go zobaczyć. Co mnie troszkę zdziwiło. Ale po chwili wpadłam na genialny pomysł. Wzięłam do ręki pilota i przełączyłam mu kanał w telewizorze, a że w każdej sali jest taki sam model, to pilot zadziałał. Chłopak nie wiedząc o co chodzi zmienił z powrotem kanał. Zaśmiałam się pod nosem i znów mu przełączyłam. Tym razem na jakąś bajkę. Do tego pogłośniłam najmocniej jak się dało. John zbulwersowany "psującą się telewizją" ściszył i wrócił do oglądania meczu. Wtedy ja zaczęłam bawić się pilotem i naciskać wszystko co popadnie. Podszedł do telewizora i zdzielił go ręką, a ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Usłyszał to, wkurzony spojrzał się na pilota w mojej ręce z miną zabójcy i wybiegł ze swojego pokoju.
.........................................................................................................
Wiem, że na pewno jest tysiące błędów, ale nie mam siły ich sprawdzać. ;o
Wreszcie znalazłam czas, żeby napisać drugi rozdział.
Przeprowadzka, nowa szkoła...
Wszyscy nauczyciele ciągle pieprzą ciągle o sprawdzianie gimnazjalnym.
Już mam zapowiedziane 3 kartkówki i sprawdzian.
Jedna wielka masakra. -,-
A jak tam u was?
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, bo ja nie bardzo jestem z niego zadowolona.
Proszę o szczerą opinie i jak znajdziecie jakiś błąd, to śmiało mi go możecie wytknąć.
A no i dziękuję za te wszystkie miłe komentarze pot poprzednim rozdziałem.
Naprawdę jestem zaskoczona, bo myślałam, że ten blog to będzie jeden wielki niewypał, a wy tu mi tak słodzicie.
Dziękuję. ;**

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 1

Dziewczyna siedziała w szpitalu już drugi tydzień dochodząc do siebie po wypadku samochodowym. Straciła wszystko. Jej rodzina nie przeżyła zderzenia z tirem, gdyż ona sama cudem odratowana na stole operacyjnym została wśród żywych. Ciągle zadawała sobie pytanie : Dlaczego właśnie ja? Nie miała u kogo się wypłakać na ramieniu. Nikt jej nie odwiedzał, a przecież miała tyle znajomych... W szkole była znana i lubiana. A teraz co? Zapomnieli? Z rodziny została jej już tylko ciocia mieszkająca w Londynie. Tata sierota, mama w wiecznym konflikcie z swoim ojcem i już nie żyjącą matką. Nawet nie pamięta jak jej dziadkowie wyglądali. Została sama. Nie miała ani jednej osoby przy sobie z którą mogła by pogadać, wyżalić się...

Obudziła mnie jak co dzień pielęgniarka z prośbą, żebym przygotowała się do wizyty lekarza. Jeszcze nie do końca kontaktując co się dzieje zwlokłam się z łóżka i pomaszerowałam do toalety, żeby się ogarnąć. Wzięłam prysznic, ubrałam się w jakiś dres, rozczesałam swoje lekko pofalowane włosy i usłyszałam bardzo miły głos pani lekarz:
- Alice... Jesteś tam kochana, czy mam zacząć przeszukiwać szpital?
- Jestem, jestem. - wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę pani Laura. Na sam jej widok końciki moich ust kierują się ku uszom jak oszalałe.
- No! To jak się dziś czujemy Mrs. Lorens? - powiedziała troszkę żartobliwie nazywając mnie przy tym jako jedyna po nazwisku.
- Troszkę lepiej. Głowa tylko strasznie boli. Tak to wszystko ok.
- Tak? To wspaniale. Masz co robić? Nie nudzi ci się, bo mogła bym z domu przemycić dla ciebie jakąś książkę czy cuś. - uśmiechnęła się uprzejmie.
- Troszkę się nudzę, ale nie trzeba. Dziękuje. Wczoraj przyszła do mnie przyjaciółka mojej mamy z rzeczami i oczywiście też moją ulubioną książką - pokazałam na zniszczony zbiór kartek w czymś co kiedyś wyglądało jak okładka leżących na małej półeczce przy łóżku.- "Romans z trupem w tle". Już troszkę wytyrana, ale ważne, że jest.
- Czytałam, świetna książka. Masz dobry gust Mrs. Lorens. Przykro mi, ale już muszę uciekać. Obowiązki wzywają! - skierowała się ku drzwiom, na koniec teatralnie ucięła sobie głowę palcem i dodała na odchodne - Zdrowiej kochana!
- Postaram się. - odpowiedziałam rozbawiona zachowaniem młodej lekarki.
No i zostałam sama. Włączyłam laptopa i pierwszy raz odkąd jestem w szpitalu też Facebooka. Nie wchodziłam, bo nie miałam ochoty z nikim pisać i czytać tych pustych słów skierowanych w moją stronę. Wybiła punkt 8.00. Na czacie tylko parę słabo mi znanych osób z którymi widywałam się tylko od czasu do czasu na przerwach pomiędzy lekcjami. Miałam chyba z tysiąc powiadomień. Nie chciało mi się na to patrzeć. Zamknęłam laptopa, włożyłam słuchawki do uszy i włączyłam jakąś smutną piosenkę. Znów zaczęłam rozpamiętywać dzień wypadku... Jak przed tym wszystkim pokłóciłam się z mamą o to, że zniszczyła mi jakiś durny sweterek. Jak wygłupiałam się z siostrą w aucie i nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno. Naszła mnie ochota wydrzeć się na cały głos i rozpłakać. Cholernie mi ich brakowało. Mojej kochanej młodszej siostrzyczki, troskliwego taty i wiecznie krzyczącej na mnie mamy, żebym posprzątała w swoim pokoju. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem na wspomnienie zdenerwowanej na mnie rodzicielki i uroniłam jedną łzę. 
Wtedy do pokoju weszła kucharka ze jak zwykle okropnym śniadaniem - jakaś papka (oni to coś nazywali zupą mleczna), szklanka herbaty smakującej jak szczochy (nie to żebym kiedyś piła, ale mi to troszkę przypominało) i kanapki z jednym marnym plasterkiem sera na kromkę. Otarłam policzek i wykrztusiłam z siebie "Dziękuję". Odpowiedziałam kiwnięciem głowy i wyszła bez słowa. Zjadłam na siłę dwie kanapki i z obrzydzeniem zostawiłam resztę. Wzięłam w rękę ledwo "żyjącą" książkę z myślą, że wygląda ona tak jak ja w środku i zaczęłam czytać. Nawet nie zauważyłam kiedy minęły mi trzy godziny. Usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili weszła moja koleżanka z klasy z którą się nie kumplowałam tak bardzo, ale zawsze wydawała mi się spoko i byłam dla niej miła.
- Mogę?
- Tak... Oczywiście. Proszę, wejdź. - powiedziałam zdziwiona. - Wow. Co się stało, że postanowiłaś mnie odwiedzić?
- Nic. Ja, tylko... Usłyszałam, że miałaś wypadek od twojej sąsiadki, tej takiej bliskiej znajomej twojej mamy, więc postanowiłam cię odwiedzić, a przy tym sprawdzić, czy wszystko dobrze... Ktoś do ciebie przychodzi..? - powiedziała niepewnie Lucy, a ja wstałam z łóżka i rzuciłam się jej na szyję. Zrobiło mi się tak miło, że jako jedyna wpadła na ten 'genialny' pomysł, żeby mnie odwiedzić.
- Dziękuje, że do mnie przyszłaś. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Nikt oprócz przyjaciółki mojej mamy, do mnie nie przyszedł. Niedługo już będą trzy tygodnie odkąd tu siedzę sama. Nie mam do kogo otworzy buzi. - wyrzuciłam to z siebie tak szybko, aż zabrakło mi powietrza. Skończyłam dusić uściskiem Lucy i dodałam - Witaj w moich skromnych progach. - po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Kiedyś siedziałam w szpitalu i wiem, jakie tu dają obrzydliwe żarcie. Przyniosłam ci coś. - pokazała mi siatkę, którą wcześniej nie zauważyłam w jej ręce i zrobiłam wielkie oczy.
- Wow!! Ty tak na serio?  Batony? Czekolady? Ciacha? Ile tego tu... Przecież ja tego nie mogę od ciebie wziąć.
- Możesz. Moja mama, gdy się dowiedziała, że do ciebie idę od razu wyciągnęła pełno słodkości i zaczęła pakować jak szalona. Mówiłam jej, że głupio ci będzie to ode mnie wziąć, ale mnie nie słuchała.
- Naprawdę? Dziękuję. Później ci oddam za to pieniądze, albo chociaż coś kupie i nie zaprzeczaj!
- No niech ci będzie. - uśmiechnęła się. - Mam jeszcze parę filmów. Same komedie. - wyjęła z torby kilka płyt - mam nadzieję, że dobre, powinny działać.
- Wielkie dzięki. Ty nawet nie wiesz jak ja się tu nudzę!
Do pokoju weszła kucharka z drugim śniadaniem. Zazwyczaj dają herbatniki, albo takie obrzydliwe wafelki. Tym razem przyniosła...
- Galaretka?! Nie wierzę... - mrugnęłam parę razy - Co to jest? Jakiś dzień dobroci dla chorych, czy co? - palnęłam ucieszona i znów wybuchnęłyśmy śmiechem.
Gadaliśmy dobre parę godzin i oglądnęłyśmy film. W końcu skończył się czas odwiedzin i Lucy musiała wracać do domu.
- Błagam obiecaj mi, że jeszcze mnie odwiedzisz, bo zanudzę się tu na śmierć.
- Wpadnę po jutrze.
- Ok. To cześć.
- To pa. - odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem na ustach i wyszła z pokoju.
Resztę dnia spędziłam na czytaniu i oglądaniu telewizji.

.........................................................................................................

Przepraszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział, ale za pierwszym razem mi się skasował, a za drugim sama usunęłam, bo był beznadziejny. Wena mnie opuszcza, więc dodaję takie coś ;> Mam nadzieję, że się spodoba i będziecie pisać szczere komentarze. Chętnie przyjmę krytykę. :) Macie jakieś pomysły na następny rozdział? Chce, żeby blog się podobał więc może mi troszkę pomożecie? ;>Chciała bym jeszcze podziękować moim czterem obserwatorom. Może to mało, ale i tak miło wiedzieć, że ktoś czyta moje wypociny. ;p

czwartek, 16 sierpnia 2012

Krótka notka ;>

Hej wszystkim ;* 




O czym będzie blog?

Po edycji :

Dziewczynie wali się świat i zamyka się w sobie.
W końcu spotyka na swojej drodze w pewnym sensie "wybawcę".

Główna bohaterka: Alice Lorens



Wiek - 16 lat.
Zainteresowania - książki, muzyka, sport (min. siatkówka i koszykówka), internet, lody, pizza i inne smakołyki.
Hobby - słuchanie muzyki, tworzenie piosenek, gra na gitarze, czytanie, pływanie, siatkówka, jedzenie, spanie.
Wygląd - włosy; ciemny blond, oczy; zielono-szare, szczupła, wysoka; 175 cm, cera; jasna, twarz; szczupła, podłużna, wyraźne kości policzkowe, pełna usta.
Miejsce zamieszkania - California, Los Angeles, niedaleko plaży w Long Beach.

.........................................................................................................

Mam nadzieję, że blog się spodoba. Odwdzięczę się każdemu komentarzu i wszystkim obserwatorom. Linki z waszymi blogami podajcie pod postem, a na pewno wpadnę, przeczytam, skomentuje i może zaobserwuje. Niedługo dodam pierwszy rozdział. ;>
Miłych wakacji ;)

żałosne to wyżej, co nie? teraz dopiero widzę, jak w niecały rok człowiek potrafi się zmienić. :o